15 lipca 2014

2. Powrót do korzeni


Sobotni poranek zaczął się bardzo leniwie. Wiedząc, że przez najbliższe dni będę miał cały dom do swojej dyspozycji, mogłem rozplanować weekend na wiele sposobów. Wybrałem jednak, że spędzę go z dziewczyną. Tylko ona i ja, a mój brat daleko, w innym mieście, bez możliwości popsucia nam wspólnych chwil. Na szczęście tego dnia czułem się o wiele lepiej, niż kilka godzin wcześniej; męczył mnie jednak ból gardła, więc czym prędzej udałem się do kuchni, by przygotować sobie jakiś ciepły napój. Na stole czekała na mnie miła niespodzianka.
- Skąd wiedziałeś, że jestem chory? – spytałem, choć zmuszony byłem sam odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo Toma już dawno nie było w domu. W dłoni obracałem pudełko tabletek na gardło, podczas gdy na blacie leżało jeszcze coś rozgrzewającego i, na wszelki wypadek, przeciwbólowego. Nie przypominałem sobie, abym w obecności Toma narzekał na swoje samopoczucie, tym bardziej, że wieczorem nawet się nie widzieliśmy. Nie zwlekając, sięgnąłem po telefon, by zadzwonić do brata, choć nie wiedziałem, po co. Miałem świadomość tego, że nasza rozmowa będzie bardzo krótka, a on o wiele lepiej się czuje, gdy nie musi sobie o mnie przypominać. Mimo tego zadzwoniłem.

~

- Zaczekaj, Bill dzwoni – przerwałem mamie, która opowiadała mi o swojej ostatniej przygodzie w szwalni. – Słucham?
- Cześć, Tom. Dojechałeś? Wszystko dobrze? – Bill, jak zwykle, zasypał mnie lawiną pytań. Ten człowiek uwielbiał pytać o wszystko, czego w sumie nie potrzebował wiedzieć.
- Tak, właśnie jem ciasto z mamą – nabrałem deser na widelec i wsunąłem do ust, podczas gdy mama poprosiła, abym przekazał, że dla niego też znajdzie się kawałek wypieku. – Mama mówi, że dla ciebie też by starczyło, gdybyś tylko przyjechał. A tak to zjem je sam.
- Przywieź mi chociaż kawałek! – usłyszałem jego śmiech, co było dla mnie rzadkością. Sam od razu mimowolnie uniosłem kącik ust do góry. – Dziękuję za lekarstwa.
- Nie ma sprawy. – odrzekłem zimnym tonem głosu, aby Bill nie przyzwyczajał się do mojej opiekuńczości. Przypomniałem sobie, jak rano obudziły mnie złe przeczucia; intuicja podpowiadała mi, że jeśli nie nafaszeruję Billa jakimiś tabletkami, nie wyściubi nosa z domu przez najbliższe dwa tygodnie. Coś musiało być w stwierdzeniu, że bliźniacy to jedna osoba, jeden umysł i jedna dusza w dwóch ciałach.
- Muszę ci się jakoś odwdzięczyć. – słyszałem radość w jego głosie i chociaż nie byłem do niej przyzwyczajony, działała mi na nerwy.
- Tak? To daj mi spokój chociaż na weekend. – rzuciłem i rozłączyłem się bez pożegnania, co nie spodobało się mamie. Była jedną z dwóch osób, którym nie śmiałem pyskować i do których miałem potężny szacunek. Zmierzyła mnie gniewnym spojrzeniem, jakby kompletnie zapominając o tym, co miała mi jeszcze do powiedzenia.
- Czy między wami kiedykolwiek będzie dobrze? – spytała, kiedy już wstała z fotela, by móc wpatrywać się w widok za oknem. – Jako mali chłopcy byliście nierozłączni, a teraz? Nawet nie potraficie ze sobą rozmawiać.
- Potrafimy, mamo. Ale nie chcemy – dokończyłem ukrojone przez nią ciasto, delektując się nawet najmniejszym gryzem. Jej wypieki są niepowtarzalne i to nie tylko moja opinia, ale szczera prawda, którą mówi jej każdy, kto choć raz miał okazję spróbować jej deseru. – Z czego jest ta pianka? Przepyszna. A co przygotujemy na obiad?
- Wszystko chciałbyś wiedzieć – zaśmiała się i odwróciła głowę w moją stronę. Na szczęście już się rozchmurzyła i zmieniła temat. – Na obiad upieczemy rybę i ziemniaki. Może być?
- Jasne – odstawiłem opróżniony talerz, choć chętnie poprosiłbym o dokładkę. – Ale może najpierw pójdziemy nad jezioro? Świetna pogoda na spacer.


Kiedy wyszliśmy, głęboko odetchnąłem. Czułem się wolny; nie musiałem zamartwiać się pracą, karierą, niczym. Przyzwyczaiłem się do życia w świetle flashy, jednak potrzebowałem odrobiny wolności. Tu, w Bremen, mogłem być sobą; Tomem Kaulitzem, jakiego znają tylko nieliczni. Gdy wracałem do Hamburga, na powrót stawałem się Schrammą, którego każdy kojarzył tylko za muzykę, a nie za osobowość. Z jednej strony nie przeszkadzało mi to; osiągnąłem coś, co udaje się tylko nielicznym, byłem znany z czegoś, na co sam zapracowałem. Z drugiej zaś strony bolało mnie to, że ludzie dostrzegali we mnie tylko tę bogatą, sławną osobę, przez co nie mogłem mówić o zaufaniu nawet wobec tych, których znałem od miesięcy. Mama i Gordon to jedyni ludzie, którzy nigdy mnie nie zawiedli i na których mogłem zawsze polegać. Miałem przy sobie stadko osób, które każdego dnia pomagały mi tworzyć muzykę i własny wizerunek, ale w oczach każdego z nich dostrzegałem pociąg do pieniędzy. Moich pieniędzy. A Bill? Bill to zupełnie inna bajka. Mimo że jest częścią mojego życia i zapewne nigdy się to nie zmieni, nie potrafiłbym przyjść do niego i powiedzieć „słuchaj, stary, mam problem”. On mnie nie rozumie. Zawsze byliśmy kompletnie inni, jednak dopiero kilka lat temu te różnice stały się tak widoczne, że zaczęliśmy się od siebie oddalać, aż w końcu staliśmy się sobie zupełnie obcy.

- Tom, czy ten facet nas śledzi? – spytała nagle mama, wyrywając mnie z zadumy. Właśnie podziwiałem piękno nadjeziornego krajobrazu i choć nigdy nie szalałem za naturą i raczej wolałem spędzać czas w budynku, brakowało mi zieleni, która za parę tygodni miała całkowicie zniknąć ze świata na okres zimowy. Zerknąłem dyskretnie w kierunku, który wskazała mama i zmarszczyłem nerwowo brwi.
- Paparazzi. Są wszędzie. Nie zwracaj uwagi. – uspokoiłem ją, obejmując opiekuńczo ramieniem. Nigdy nie zamierzałem wykorzystywać swoich bliskich do poprawienia własnego wizerunku, ale tym razem nie mogłem się oprzeć. Widziałem oczyma wyobraźni nagłówki na pierwszych stronach gazet: „Schramma spędza weekend z mamą! Rezygnuje z imprez na rzecz rodziny!”. To byłoby coś.
Przechadzaliśmy się spokojnie brzegiem jeziora, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Mama chętnie słuchała o mojej pracy w studiu, ale i z wielkim zapałem opowiadała o przebiegu wyprawy rowerowej z Gordonem na piknik za miastem. Dość wcześnie urodziła naszą dwójkę i czułem, że dopiero odzyskiwała straconą młodość, a jej obecny partner to mężczyzna stworzony właśnie po to, by upewniać ją w przekonaniu, że wciąż może spełniać marzenia, o których już dawno zapomniała.
- To on? – usłyszałem za plecami od natrętnego paparazzo, który bez żadnych skrupułów robił nam zdjęcia. Wywnioskowałem, że dołączył do niego drugi fotoreporter, który kompletnie nie potrafił uszanować naszej prywatności. Gdy podbiegli w naszym kierunku, odwróciłem się, chcąc delikatnie dać im do zrozumienia, że mają trzymać się od nas z daleka.
- W przyszłym tygodniu mam masę spotkań, będziecie mogli się wykazać. Teraz wynocha – zacząłem spokojnie, ręką wskazując im kierunek, z którego przyszli. – Głuchy jesteś, palancie? Zabieraj swojego kumpla i won! – nie poskutkowało; aparat raz za razem uwieczniał chwilę mojej wściekłości i agresji, kiedy wreszcie nie wytrzymałem i szarpnąłem jednego z mężczyzn. Dopiero potem zrozumiałem, że to była prowokacja; sępy czekały na mój upadek tylko po to, by móc się na nim wzbogacić.
- Dziękujemy, panie Kaulitz, świetny materiał na artykuł. – zadrwił jeden z paparazzi i salutując, odszedł wraz z drugim mężczyzną w przeciwnym kierunku. Krew spłynęła mi do policzków, które raptownie zaczęły palić mnie przeraźliwym gorącem.
- Kurwa mać – warknąłem i mocno kopnąłem leżący obok kamień. – Nigdy nie nauczę się nad sobą panować!
- Nie przejmuj się, synku – mama przytuliła się do mojego ramienia, chcąc mnie uspokoić. – Jeszcze nie raz udowodnisz, że masz wielkie, dobre serce.

~

Po śniadaniu ruszyłem po swoją dziewczynę, która niecierpliwie napastowała mnie szeregiem wiadomości z pytaniami, kiedy wyruszam. A ja, mając świadomość, że cały weekend należy do nas, wcale się nie spieszyłem. Na spokojnie wziąłem prysznic, posprzątałem porozrzucane w przedpokoju ubrania Toma, wstawiłem do zmywarki naczynia. Nie planowałem gotować obiadu. Postawimy na pizzę czy coś innego, co można dostać na szybko za parę euro. Sophie zapewne oczekiwała jakiejś romantycznej kolacji przy świecach, ale nie miałem do tego głowy. W przyszłości na pewno jej to wynagrodzę.
Kiedy podjechałem pod jej blok, ona wyczekiwała już przed klatką. Miała ze sobą małą podróżną torbę, tak jakbyśmy wyjeżdżali gdzieś wspólnie poza miasto. A przecież planowaliśmy miło spędzić dzień w moim domu, być może zwyczajnie oglądając filmy i obżerając się niezdrowym jedzeniem. Nie chciałem zbytnio odbiegać od normalności. Marzyłem o tym, by spędzić spokojnie czas i niczym się nie przejmować. Mogłem to osiągnąć u boku Sophie, która doskonale rozumiała moje położenie i niejednokrotnie mocno mnie wspierała. Dlatego kiedy wsiadła do auta i od razu roześmiała się radośnie, sam nie byłem już w stanie pohamować uśmiechu.
- Nareszcie jesteś! Myślałam, że nigdy nie przyjedziesz – od początku dnia zaczęła zasypywać mnie salwą słów, które potokiem wypływały z jej ust. – Dzień dobry, Kochanie.
- Witaj, Małpko – z czułością powitałem ją pocałunkiem, a kiedy się oddaliła, pochwaliłem jej ubiór. – Ale wyglądasz… Jak modelka. Nowy płaszczyk? Świetnie ci w tym kolorze.
Na jej policzkach od razu pojawił się rumieniec, który tak bardzo uwielbiałem. Choć mogłoby się wydawać, że Sophie jest raczej pewną siebie, nieco zwariowaną dziewczyną, często zawstydzała się na najdrobniejszy komplement.
- Wybrałeś już film na wieczór? – zmieniła szybko temat, a gdy zaprzeczyłem ruchem głowy, otworzyła swoją torbę, pokazując mi cały plik płyt DVD.
- Na każdą sytuację jesteś tak dobrze przygotowana? – zapytałem dwuznacznie, unosząc zaciekawiony brew.
- Oczywiście, jeszcze się przekonasz…

Nie pomyliłem się, gdy z góry założyłem, że wspólnie spędzony czas przyniesie mi mnóstwo radości. Z Sophie potrafiliśmy rozumieć się bez słów, a potem nadrabiać to milczenie godzinami rozmów na niekończące się tematy. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy w towarzystwie naszych wspólnych znajomych, była dość nieśmiała i choć nie odzywała się zbyt często, dostrzegłem w niej coś, co mnie urzekło. Serce biło mi szybciej i mocniej, gdy zerkała w moją stronę, a kiedy udało nam się wreszcie porozmawiać na osobności, dłonie nerwowo mi drżały. Wyznała mi wtedy, że nie mogła się doczekać, aż zostaniemy sami, choć na chwilę. A gdy spotkaliśmy się na drugi dzień, żadne z nas nie obawiało się kłopotliwej ciszy; nasza pierwsza randka miała miejsce w kinie i gdyby nie to, że na filmie nie chcieliśmy przeszkadzać innym widzom, nie zamykalibyśmy się nawet na chwilę, choć i podczas seansu nie stroniliśmy od drobnych komentarzy. I chyba to kino nas połączyło – pokochaliśmy wspólne oglądanie filmów, choć nie robiliśmy tego zbyt często. Jednak mogliśmy wtedy pobyć bliżej siebie – obejmowałem ją opiekuńczo i regularnie całowałem to po włosach, to w ramię, nie będąc w stanie hamować miłosnych odruchów.
Tego dnia było podobnie – na początek pokazałem Sophie dom, bo do tej pory zazwyczaj nocowaliśmy u niej lub u znajomych po imprezie. Raz nawet zdarzyło nam się pójść do hotelu, gdy oboje potrzebowaliśmy wyrwać się z domu i odetchnąć. Tego zaś dnia, podczas oprowadzania, najbardziej zainteresowały ją rodzinne zdjęcia stojące na komodzie w salonie. Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze tam były i nigdy nie rozczulałem się, gdy przelotnie trafiłem na nie wzrokiem. Sophie zwróciła jednak uwagę na każde po kolei, komentując mój ubiór, fryzurę czy miejsce, w którym tę fotografię wykonano. Na wszystkich byłem razem z Tomem, na dwóch także z mamą. Przyglądając się tym ujęciom razem ze swoją dziewczyną, dotarło do mnie, jak bardzo brakowało mi starych czasów, gdy byliśmy z Tomem nierozłączni i nie mieliśmy żadnych zmartwień. To już dawno za nami, wszystko się zmieniło i nigdy nie będzie tak, jak kiedyś.
Zazwyczaj nie byłem w stanie utrzymać porządku w swoim pokoju, bo po prostu nie miałem na to czasu. Jednak na przyjazd Sophie postarałem się poukrywać wypadające z szafy ubrania i starannie pościelić duże łóżko. Moja dziewczyna rzuciła się na nie z radością, zachwycona miękkością materaca.
- Tu będziemy spać? – spytała, przeciągając się na granatowym, puszystym kocu.
- Tak, może być? – położyłem się obok niej, a ona prowokacyjnie zamruczała. Nie byłem w stanie ukryć cwanego uśmiechu.
- Z tobą? Zawsze i wszędzie. Choćby na podłodze. – przeturlała się po łóżku w moją stronę i nie czekając na żadne pozwolenie, pochyliła się nade mną i zaczęła pocałunek. Moja dłoń automatycznie powędrowała między jej włosy, które uwielbiałem ściskać w palcach podczas takich pieszczot. Wyczułem, że Sophie naprawdę za mną tęskniła; na co dzień pracowałem, a wieczorami zazwyczaj padałem i nie byłem w stanie dać jej siebie tyle, ile potrzebowała. W weekendy mogliśmy wszystko nadrobić, bo byłem cały do jej dyspozycji.
- Jesteś taka piękna – odezwałem się, choć tak naprawdę żadne słowa nie były w stanie odzwierciedlić jej urody. Pogładziłem delikatnie ten zaróżowiony policzek i westchnąłem z miłością. – Twoje oczy, Sophie… Wszystko mogę z nich wyczytać.
- A więc co ci teraz mówią? – spytała ściszonym głosem, wtulając policzek we wnętrze mojej dłoni.
- Mówią, że jesteś szczęśliwa, ale i tak chciałbym, żeby było ci jeszcze lepiej.
- Lepiej być nie może – przybliżyła twarz do mojej i lekko złączyła nasze wargi, by nagle zatrzymać się i uśmiechnąć. – W sumie może. Zamówmy sushi. Obejrzyjmy sto filmów, a potem kochajmy się do rana.
- Małpko, rozgryzłaś mój plan… - roześmiałem się, jednak sięgnąłem po telefon, by zgodnie z prośbą zamówić nam coś do jedzenia. Zamiast tracić czas na przygotowywanie czegoś samodzielnie, mogłem te chwile spędzić z Sophie, którą nie byłem w stanie się nacieszyć.

- Starałam się wybrać coś pod twój gust! – krzyknęła z salonu, abym, będąc w kuchni po szklanki i sok, usłyszał ją dokładnie. Sophie wyjmowała właśnie z torby plik płyt DVD, by razem ze mną wybrać pierwszy film na dzisiejszy seans. – Thriller, horror, dramat, komedia romantyczna i parę innych. Do wyboru, do koloru!
- Wybieram… ciebie – odstawiłem szklanki na stolik przed kanapą, przelotnie zerkając na pudełka, które dziewczyna trzymała w dłoniach. W tym momencie zadzwonił domofon oznajmiający, że ktoś czeka przed bramą. Od kiedy Tom stał się tak rozpoznawalny, musieliśmy zamontować wszystkie możliwe zabezpieczenia naszej prywatności. Ruszyłem więc do drzwi, by dzięki videofonowi upewnić się, że właśnie doręczono nam jedzenie. – „Straszny film 5” już widziałem, decyzja w twoich rękach.
Gdy wróciłem do salonu z jedzeniem, które od progu rozsiało przyjemny zapach, Sophie rozłożyła się wygodnie pod kocem, robiąc mi miejsce tuż obok siebie. W kwestii filmów wybór padł na „Tajne przez poufne”, co szybko uzasadniła moja dziewczyna:
- Horror zostawię na wieczór – okryła mnie kocem, gdy usiadłem tuż obok z pudełkiem pełnym jedzenia. – Będziesz mógł się wykazać i trochę mnie poprzytulać.
- Teraz też mogę – rozpakowałem sushi i mruknąłem na powalający zapach tego dania. To nie pierwszy raz, gdy zamawiamy coś z tej knajpki, dlatego wiedziałem, że się nie rozczarujemy. – Ale najpierw jedz, bo do późna nie dam ci spać!
W efekcie było dokładnie tak, jak przewidziałem. Udało nam się obejrzeć dwa filmy, zanim za oknem kompletnie się ściemniło. Po seansie przygotowałem kolację, może nie tak wykwintną jak dania w restauracji, ale dwóm przeciętnym osobom zupełnie wystarczającą. Poza tym jajecznica z pomidorami w moim wykonaniu była jednym z ulubionych dań Sophie, co zdecydowanie mi sprzyjało. Nie posiadam zbyt wielkich umiejętności kucharskich, ale bylibyśmy w stanie przetrwać w dziczy, żywiąc się wyłącznie jajkami i zieleniną. Po kolacji przygotowałem mojej dziewczynie kąpiel i kiedy wanna wypełniła się letnią wodą i pianą, Sophie mocno chwyciła mnie za rękę, bym przypadkiem nigdzie się nie oddalił.
- Bill – zaczęła niepewnie – jesteśmy dorośli, więc może…
- Nie mam nic przeciwko – przerwałem jej, widząc, jak wstydzi się o tym mówić. Prawda była taka, że nas oboje krępowały takie tematy, mimo że, jak na dwudziestoczterolatka przystało, miałem już pewne doświadczenie, a Sophie, mając tylko trzy lata mniej niż ja, również nie była święta. Chcąc uświadomić moją dziewczynę, że rozumiem jej potrzeby i pragnienia, zdjąłem z torsu zbędną już koszulkę i stanowczo, ale bez pośpiechu, podwinąłem jej opięty top. Wstydziła się mnie, a to wszystko dlatego, że nie potrafiłem powstrzymać spojrzenia pełnego miłości i zachwytu. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek, co zapewne mocno ją krępowało. Spróbowałem odwrócić jej uwagę od tego dyskomfortu, ale i spełnić przy okazji kolejne jej pragnienie; ciepłe usta z wielką pasją wpiły się w gładką skórę na jej policzku, powoli kierując się na szyję, podczas gdy wścibskie dłonie odnalazły zapięcie jej biustonosza. Gdy usłyszałem westchnięcie i poczułem, jak Sophie odchyla głowę w tył, byłem już pewien, że powoli się rozluźnia i w zupełności mi ufa. – Ręce do góry, młoda damo.
Sophie roześmiała się i bez protestu uniosła ręce, dzięki czemu udało mi się sprawnie pozbawić jej górnej części ubrań. Była taka piękna… Jej drobne ciało wprost prosiło się o pieszczoty, a gorące usta nawoływały do pocałunku. Nie potrafiłem jej się oprzeć. Z trudem hamując pożądanie na widok tak doskonałego ciała, osunąłem ramiączka jej biustonosza i choć obiecałem sobie, że nie zareaguję, natychmiast klęknąłem, by obcałować płaski brzuch, końcem języka wodząc od pieprzyka do pieprzyka. Uwielbiałem każdy z nich, mimo że nie wszystkie jeszcze poznałem. Czciłem każdy milimetr jej ciała, bo należało do osoby, którą po raz pierwszy od bardzo dawna udało mi się pokochać.

Kiedy ułożyłem jej mokre ciało na łóżku, była kompletnie ośmielona. Przyzwyczaiła się do naszej nagości, do mojego pożądliwego spojrzenia, którego nie mogłem sobie odmówić. Mimo że liczyłem się z jej zdaniem, momentami miałem problemy z panowaniem nad dłońmi, które za wszelką cenę pragnęły dotykać ją w taki sposób, jakiego jeszcze nie znała. Dopiero kiedy zawisłem nad jej ciałem, obcałowując lekko nabrzmiałe od pieszczot wargi, dała mi ostatecznie sygnał, na jak wiele mogę sobie pozwolić. Wciąż nieco nieśmiało poprowadziła dłonią moje palce po swoim brzuchu, a ja wiedziałem już, czego chce. Teraz dostałem kolejny sygnał, że Sophie mi ufa i zamierzałem to zaufanie wykorzystać tylko i wyłącznie z korzyścią dla niej.

~

- Synku, uspokój się – mama za wszelką cenę starała się powstrzymać mnie przed zrobieniem czegoś głupiego, choć miałem wielką ochotę odszukać redakcję tego wścibskiego fotoreportera i zrobić z nim porządek. To przysporzyłoby mi jednak jeszcze więcej kłopotów niż dzisiejsza akcja z paparazzi. – Laura o ciebie pytała. Pamiętasz ją? Mieszka po drugiej stronie ulicy.
- Oczywiście, że pamiętam. Najgorętsza panna w okolicy – roześmiałem się, wspominając czasy, kiedy uganiałem się za nią jak opętany. Laura nigdy nie odwzajemniła moich zalotów, ba! Potrafiła nawet przechodzić obok mnie z dumą w towarzystwie innych kolesi, żeby tylko robić mi na złość. Nie wiedząc, czemu, zawsze miałem wrażenie, że im bardziej się o nią starałem, tym ona bardziej próbowała mnie rozwścieklić. Czy to był jej sposób na uwodzenie i zdobycie kolesia? – Powinienem się z nią spotkać?
- Jeszcze pytasz? – prychnęła mama. – Niemal oszalała, kiedy powiedziałam jej, że będziesz tu na weekend.
- Mamo, miałaś nie mówić obcym takich rzeczy – westchnąłem i wstałem z fotela. – Im ludzie mniej wiedzą, tym lepiej śpią. Nie chcę, żeby fotoreporterzy deptali mi po piętach.
- Masz rację, popełniłam głupstwo – podeszła do mnie i opiekuńczo pogładziła moje ramiona. Byłem od niej znacznie wyższy, ale zawsze czułem przed nią respekt i uważałem ją za swoje guru. – Wybacz swojej starej matce. Ale teraz zmykaj, Laura na pewno się ucieszy.

Nie pomyliła się. Mimo że przez lata nabrałem pewności siebie i nawet czułem, że miałem nad innymi przewagę, gdy dzwoniłem dzwonkiem przy wejściu do domu Laury, byłem pełen niepokoju i nerwów. Najgorszy był moment, gdy usłyszałem przekręcanie zamka i otwieranie drzwi.
- O mój Boże, Tom! – wykrzyknęła z radością i natychmiast rzuciła mi się na szyję. Byłem zaskoczony jej reakcją, ale sprzyjało mi to i ani trochę nie żałowałem, że się tam zjawiłem. Drobna, długowłosa brunetka okazała się jeszcze piękniejsza niż przed laty, a na jej widok na chwilę przestało bić moje serce. Z wielką przyjemnością objąłem ją i wniosłem do wnętrza domu, gdzie powitała mnie pocałunkiem w policzek i cudownym uśmiechem. Stare uczucia wróciły; zawirowało mi w głowie i z trudem utrzymałem się na nogach. – Mów, co u ciebie! Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty?
- A masz coś mocniejszego? – spytałem, a dziewczyna wyjęła z lodówki dwie butelki piwa. No, to rozumiem! – Co do mnie, to zapewne z brukowców wiesz więcej, niż mógłbym ci opowiedzieć.
- Być może, ale nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Wolę usłyszeć to od ciebie. – chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do swojej sypialni, w której już kiedyś byłem. Niestety tylko po to, by wytłumaczyć jej matmę, choć robiłem też podchody, aby wylądować razem w łóżku.
Niewiele się tu zmieniło, w zasadzie jedynie dekoracje. W końcu minęło pięć lat, od kiedy byłem tu po raz ostatni. Potem przyszedł czas na przeprowadzkę i samodzielne życie. Laura była dwa lata młodsza ode mnie, dlatego jej rodzice chętnie wykorzystywali mnie do pomocy w nauce. Bill był zdecydowanie lepszym uczniem, ale jednak to ja zjawiałem się w domu tej brunetki. Może nie przez przypadek? Wtedy cieszyłem się, że mogę być blisko niej, a teraz zaczynam rozumieć, że i ona także tego chciała.
- O płycie raczej wiesz – upiłem spory łyk piwa, który przyjemnie mnie orzeźwił. – Spełniłem swoje marzenie. Pamiętasz, jak trułem ci o tym niemal podczas każdego spotkania?
- Wszyscy myśleli, że to tylko szczeniacka pasja, ale ja od początku w ciebie wierzyłam – pogładziła lekko moje kolano i, prawdę mówiąc, niewiele brakowało, żeby podskoczyło mi ciśnienie. – Cieszę się, że ci się udało, Tom. Jesteś świetny.
- Lepiej powiedz, co u ciebie. W końcu nie rozmawialiśmy tyle lat. – szybko zmieniłem temat, bo, o dziwo, nie miałem w jej towarzystwie ochoty chwalić się swoimi sukcesami. Wolałem jej słuchać i choć było to bardzo dziwne uczucie, przy niej ujawniały się moje ludzkie odruchy. Oziębły, pewny siebie cwaniak raptownie przeistaczał się w pokornego baranka.
- Tydzień temu przyjęłam oświadczyny i, jak dobrze pójdzie, na początku przyszłego roku będę już szczęśliwą żoną! – odrzekła rozentuzjazmowana, ale mi na wieść o tej nowinie wcale nie było do śmiechu.
- Gratuluję – rzuciłem z wymuszonym uśmiechem i wstałem z łóżka. – Lepiej już pójdę, wiesz, niedługo wraca Gordon, muszę z nim pogadać.
- Tom – dziewczyna chwyciła mnie za rękę i przyciągnęła z powrotem do siebie. – Stale tak samo zazdrosny, nic się nie zmieniłeś. – roześmiała się i bez krępacji zbliżyła twarz do mojej, by pocałować mnie gorąco i soczyście, na co czekałem od momentu, kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłem. Była taka słodka i delikatna, a kiedy wplotłem palce w jej proste, lśniące włosy i poczułem ich zapach, zapragnąłem zostać blisko niej już na zawsze. Nie potrafiłem się do tego przyznać otwarcie, ale Laura była moją pierwszą i, jak dotąd, jedyną miłością, choć zdecydowanie preferowałem kochać kogoś tylko przez jedną noc.

~

- Jesteś nieziemski – Sophie odetchnęła z ulgą, a kiedy ułożyłem się obok niej, sama chętnie przylgnęła do mojego torsu. – Dlaczego tak późno cię poznałam?
- Tak musiało być. Wszystko, przez co przeszliśmy, musiało się wydarzyć, żebyśmy teraz mogli być szczęśliwi. – objąłem ją z czułością, by pomóc jej uspokoić przyspieszone bicie serca i ciężki oddech. W moich ramionach była taka drobna i niewinna, a jednak dobrze wiedziałem, jaka potrafiła być drapieżna.
- Masz rację – pogładziła mój brzuch, na którym chętnie obrysowywała palcami tatuaż w kształcie gwiazdy. – Więc może ty też musisz znieść te humory Toma, żebyście wreszcie mogli docenić, kim dla siebie jesteście?
- Musimy o nim rozmawiać? – westchnąłem. Naprawdę nie chciałem psuć cudownej atmosfery rozmowami o moim starszym bracie, który każdego dnia był przyczyną moich nerwów i zmartwień. – Jesteśmy zupełnie inni i dopóki Tom tego nie zrozumie, nie będziemy w stanie się uzupełniać.
- Może powinnam z nim porozmawiać? Wiesz, jako ktoś postronny.
- Nigdy w życiu – stanowczo zaprzeczyłem. – To najgorsze, co moglibyśmy zrobić. Niech się dzieje, Sophie. Póki nie miesza się między mnie a ciebie, nic innego mnie nie interesuje.

13 komentarzy

  1. Część już czytałam jak niechcący opublikowałaś swoją wersję roboczą, ale musiałam być wtedy padnięta i nie doczytałam do końca, także teraz mam nowości. I czytałam trochę na raty, bo za dużo na głowie mam, ale przecież nie zostawię niedoczytanego, żebyś zaraz znowu mi skasowała ^^
    Ale do rzeczy. Co ja chciałam napisać?
    Aha, chciałam zapytać, kto jest drugą osobą, do której Tom ma potężny szacunek? Babcia? :D
    Nie wiem czemu, ale mama Kaulitzów wydaje mi się być taka ironizująca XD hahah taka niby miła, ale jednocześnie taka wredna dla Toma :D
    Brawa dla paparazzich! Nie żebym źle życzyła Tomowi, ale niech świat się dowie, jaki jest naprawdę ^^ Ale pewnie i tak jakoś się wywinie...
    Dobra, a co do Billa. Nie wiem, czy to przez dewotkę, czy co, ale ja mam ciągle wrażenie, że to nastolatek! Taki młodziutki chłopczyk, a nie dorosły facet. A na dodatek imię Sophie kojarzy mi się tylko z Sophie z Geordie Shore, wiec wychodzi mi komiczna para XD Nie wiem, jakoś nie mogę się do nich na razie przekonać, chociaż te początki związku są urocze. Może z czasem bardziej ich polubię.
    No i zostaje Laura. Swoją drogą chciałam tak nazwać swoją nową bohaterkę - znowu czytasz mi w myślach :D (nie wspominając o tym videofonie, który moja Ashley będzie miała w następnym rozdziale)
    No ale Laura. Dziwnie tak wiedzieć, że Tom, którego nam pokazałaś, kogoś jednak kocha. Czy to Laura jest tą, do której Tom też ma drugi potężny szacunek? Tak jakoś nie brzmiał jakby ją szanował jakoś nadzwyczajnie. Już myślałam, że ona powie, że ma dziecko XD Ale teraz to ona sobie żartowała z Toma, czy ma zamiar zdradzać narzeczonego? Bo się zgubiłam trochę...
    Mam nadzieję, że nie piszę chaotycznie - wybacz, jeśli tak, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiałaś ^^ Czekam na rozwój akcji :>

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejku... Tak mi wstyd! Wiem, że się spóźniłam, ale nie miałam chęci do czytania. W tym tygodniu to chyba niczego nie przeczytałam prócz etykiety grysiku mojego siostrzeńca. Bardzo cię przepraszam, no ale lepiej później niż wcale :)
    Rozdział.... Genialnya. Nieziemski? Fantastyczny? Nie wiem. Bardzo... No wiesz o co mi chodzi!
    O dziwo w tym rozdziale wyobrażałam sobie starszego Billa, ale nie tego co w nagłówku tylko tego z irokezem z 2011 roku (chyba).
    Bliźniacy to te relacje mają między sobą bardziej toksyczną niż ja ze swoim bratem. I to jeszcze bliźniacy?! Wstydziliby się ;P
    No dobra kończę, bo nie umiem się zbytnio rozpisywać, bynajmniej sensownie. Więc dużo veny i zdrowia!
    ~Natallie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam zaraz po opublikowaniu, ale dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby coś napisać.
    Tom ma jednak jakieś ludzkie odruchy :D No proszę jak się poświęcił dla braciszka, znalazł, a może i specjalnie kupił zestaw tabletek. I co dziwne jest ktoś, przed kim czuje respekt! Nie ma jak u mamy ;) Więc może jeszcze uda się sprowadzić go na dobrą drogę ;) Ciekawa jestem też postaci Laury. Wcześniej odrzucała jego zaloty, a teraz od razu wykorzystała okazję. Ciekawe, ciekawe jak to dalej pociągniesz :)
    Billa też muszę oczywiście skomentować! On tak kocha tę swoją Sophie, jest taki delikatny, czuły, normalnie nie jak mężczyzna, a chłopaczek :P I to mi się w nim nie podoba. Ale jak im Tom rozwali związek, to nie wybaczę :D Bo są jednak tak uroczo słodcy w tej swojej miłości...
    Życzę czasu, weny i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak, na początek oczywiście musiał być ten przebłysk nadziei na poprawę zachowania Toma, zapewne złudny, ale na tyle ujął Billa, że musiał do niego zadzwonić. Ten niewątpliwie nie przywykł do przyjmowania podziękowań, skoro rozłączył się bez pożegnania. Przynajmniej spędził czas z mamą – swoją drogą bardzo dobrze wykreowaną. Gdyby była typowym zołziątkiem to też bym ją pewnie polubiła. :) No i dowiedzieliśmy się co nie co o samym Tomie, który niewątpliwie lubi to, co robi i jest w tym dobry. Szkoda tylko, że jego relacje z bratem wyglądają tak, a nie inaczej, ale podejrzewam, że właśnie po to jest ta historia. Żeby pokazać im, że bez względu na wszystko mają siebie i że mogą na siebie liczyć. Póki co to dopiero początek i wszystko się sypie, i w końcu pewnie runie całkowicie, ale to mnie nie martwi. Bo z chęcią przeczytam o tym, w jaki sposób będą próbowali to odbudować. Ajajaj! I pojawiły się tytułowe Sępiki, które, jak myślę, będą miały olbrzymi wkład w to opowiadanie. pewnie zgnoją Toma, czy coś... Bill przez to też nie będzie miał łatwo, jeśli zdecyduje się wybić z zespołem. Będą ich ze sobą wiązać, albo coś... Ojacię. Dobra nie insynuuję czegoś, czego pewnie nie będzie. :P Czekam na więcej. Na więcej Sophie i Billa. Na to, co wyniknie z tą Laurą, bo póki co nie mam o niej dobrego zdania. I w ogóle, co wymyślą sępiska, żeby się odegrać na Tomie. :D

    Pozdrawiam Cię serdecznie, życzę weny i mnóstwa pomysłów. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne opowiadanie, kiedy kolejny odcinek?

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam!!! Z niecierpliwością czekam na dalszą część!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh, ten ból :/

    OdpowiedzUsuń
  8. czy to będzie kontynuowane?

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż za fajne opowiadanie. Rozkręca się, charakter Toma i Billa bardzo mi się podoba. Są tacy inni, ciesze się, że twc ewulowały z typowego twc o tym, że to miłość życia, kochają siebie, są ze sobą tak blisko, tak ich weź . . . Ah! Dobrze, że coraz częściej spotykam twc, gdzie Bill jest zimny, albo bardzo słodki. Lubie skrajności. A tutaj jest ich bardzo dużo! Będę na pewno wpadać i komentować. Zapraszam do mnie dotyk-by-white-daisy.blogspot.com mam nadzieje, że ci się spodoba, pozdrawiam :)
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma się co oszukiwać, kontynuacji nie będzie, prawda Xkaterine?

    OdpowiedzUsuń