Sobotni poranek zaczął się bardzo
leniwie. Wiedząc, że przez najbliższe dni będę miał cały dom do swojej dyspozycji,
mogłem rozplanować weekend na wiele sposobów. Wybrałem jednak, że spędzę go z
dziewczyną. Tylko ona i ja, a mój brat daleko, w innym mieście, bez możliwości
popsucia nam wspólnych chwil. Na szczęście tego dnia czułem się o wiele lepiej,
niż kilka godzin wcześniej; męczył mnie jednak ból gardła, więc czym prędzej
udałem się do kuchni, by przygotować sobie jakiś ciepły napój. Na stole czekała
na mnie miła niespodzianka.
- Skąd wiedziałeś, że jestem
chory? – spytałem, choć zmuszony byłem sam odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo
Toma już dawno nie było w domu. W dłoni obracałem pudełko tabletek na gardło,
podczas gdy na blacie leżało jeszcze coś rozgrzewającego i, na wszelki wypadek,
przeciwbólowego. Nie przypominałem sobie, abym w obecności Toma narzekał na
swoje samopoczucie, tym bardziej, że wieczorem nawet się nie widzieliśmy. Nie
zwlekając, sięgnąłem po telefon, by zadzwonić do brata, choć nie wiedziałem, po
co. Miałem świadomość tego, że nasza rozmowa będzie bardzo krótka, a on o wiele
lepiej się czuje, gdy nie musi sobie o mnie przypominać. Mimo tego zadzwoniłem.
~
- Zaczekaj, Bill dzwoni –
przerwałem mamie, która opowiadała mi o swojej ostatniej przygodzie w szwalni.
– Słucham?
- Cześć, Tom. Dojechałeś?
Wszystko dobrze? – Bill, jak zwykle, zasypał mnie lawiną pytań. Ten człowiek
uwielbiał pytać o wszystko, czego w sumie nie potrzebował wiedzieć.
- Tak, właśnie jem ciasto z mamą
– nabrałem deser na widelec i wsunąłem do ust, podczas gdy mama poprosiła,
abym przekazał, że dla niego też znajdzie się kawałek wypieku. – Mama mówi, że
dla ciebie też by starczyło, gdybyś tylko przyjechał. A tak to zjem je sam.
- Przywieź mi chociaż kawałek! –
usłyszałem jego śmiech, co było dla mnie rzadkością. Sam od razu mimowolnie
uniosłem kącik ust do góry. – Dziękuję za lekarstwa.
- Nie ma sprawy. – odrzekłem
zimnym tonem głosu, aby Bill nie przyzwyczajał się do mojej opiekuńczości.
Przypomniałem sobie, jak rano obudziły mnie złe przeczucia; intuicja
podpowiadała mi, że jeśli nie nafaszeruję Billa jakimiś tabletkami, nie
wyściubi nosa z domu przez najbliższe dwa tygodnie. Coś musiało być w
stwierdzeniu, że bliźniacy to jedna osoba, jeden umysł i jedna dusza w dwóch
ciałach.
- Muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
– słyszałem radość w jego głosie i chociaż nie byłem do niej przyzwyczajony,
działała mi na nerwy.
- Tak? To daj mi spokój chociaż
na weekend. – rzuciłem i rozłączyłem się bez pożegnania, co nie spodobało się
mamie. Była jedną z dwóch osób, którym nie śmiałem pyskować i do których miałem
potężny szacunek. Zmierzyła mnie gniewnym spojrzeniem, jakby kompletnie
zapominając o tym, co miała mi jeszcze do powiedzenia.
- Czy między wami kiedykolwiek
będzie dobrze? – spytała, kiedy już wstała z fotela, by móc wpatrywać się w
widok za oknem. – Jako mali chłopcy byliście nierozłączni, a teraz? Nawet nie
potraficie ze sobą rozmawiać.
- Potrafimy, mamo. Ale nie chcemy
– dokończyłem ukrojone przez nią ciasto, delektując się nawet najmniejszym
gryzem. Jej wypieki są niepowtarzalne i to nie tylko moja opinia, ale szczera
prawda, którą mówi jej każdy, kto choć raz miał okazję spróbować jej deseru. –
Z czego jest ta pianka? Przepyszna. A co przygotujemy na obiad?
- Wszystko chciałbyś wiedzieć –
zaśmiała się i odwróciła głowę w moją stronę. Na szczęście już się rozchmurzyła
i zmieniła temat. – Na obiad upieczemy rybę i ziemniaki. Może być?
- Jasne – odstawiłem opróżniony
talerz, choć chętnie poprosiłbym o dokładkę. – Ale może najpierw pójdziemy nad
jezioro? Świetna pogoda na spacer.
Kiedy wyszliśmy, głęboko
odetchnąłem. Czułem się wolny; nie musiałem zamartwiać się pracą, karierą,
niczym. Przyzwyczaiłem się do życia w świetle flashy, jednak potrzebowałem
odrobiny wolności. Tu, w Bremen, mogłem być sobą; Tomem Kaulitzem, jakiego
znają tylko nieliczni. Gdy wracałem do Hamburga, na powrót stawałem się
Schrammą, którego każdy kojarzył tylko za muzykę, a nie za osobowość. Z jednej
strony nie przeszkadzało mi to; osiągnąłem coś, co udaje się tylko nielicznym, byłem znany z czegoś, na co sam zapracowałem. Z drugiej zaś strony bolało mnie
to, że ludzie dostrzegali we mnie tylko tę bogatą, sławną osobę, przez co nie
mogłem mówić o zaufaniu nawet wobec tych, których znałem od miesięcy. Mama i
Gordon to jedyni ludzie, którzy nigdy mnie nie zawiedli i na których mogłem
zawsze polegać. Miałem przy sobie stadko osób, które każdego dnia pomagały mi
tworzyć muzykę i własny wizerunek, ale w oczach każdego z nich dostrzegałem
pociąg do pieniędzy. Moich pieniędzy. A Bill? Bill to zupełnie inna bajka. Mimo
że jest częścią mojego życia i zapewne nigdy się to nie zmieni, nie potrafiłbym
przyjść do niego i powiedzieć „słuchaj, stary, mam problem”. On mnie nie
rozumie. Zawsze byliśmy kompletnie inni, jednak dopiero kilka lat temu te
różnice stały się tak widoczne, że zaczęliśmy się od siebie oddalać, aż w końcu
staliśmy się sobie zupełnie obcy.
- Tom, czy ten facet nas śledzi?
– spytała nagle mama, wyrywając mnie z zadumy. Właśnie podziwiałem piękno
nadjeziornego krajobrazu i choć nigdy nie szalałem za naturą i raczej wolałem
spędzać czas w budynku, brakowało mi zieleni, która za parę tygodni miała
całkowicie zniknąć ze świata na okres zimowy. Zerknąłem dyskretnie w kierunku,
który wskazała mama i zmarszczyłem nerwowo brwi.
- Paparazzi. Są wszędzie. Nie
zwracaj uwagi. – uspokoiłem ją, obejmując opiekuńczo ramieniem. Nigdy nie
zamierzałem wykorzystywać swoich bliskich do poprawienia własnego wizerunku,
ale tym razem nie mogłem się oprzeć. Widziałem oczyma wyobraźni nagłówki na
pierwszych stronach gazet: „Schramma spędza weekend z mamą! Rezygnuje z imprez
na rzecz rodziny!”. To byłoby coś.
Przechadzaliśmy się spokojnie
brzegiem jeziora, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Mama chętnie słuchała o
mojej pracy w studiu, ale i z wielkim zapałem opowiadała o przebiegu wyprawy
rowerowej z Gordonem na piknik za miastem. Dość wcześnie urodziła naszą dwójkę
i czułem, że dopiero odzyskiwała straconą młodość, a jej obecny partner to
mężczyzna stworzony właśnie po to, by upewniać ją w przekonaniu, że wciąż może
spełniać marzenia, o których już dawno zapomniała.
- To on? – usłyszałem za plecami
od natrętnego paparazzo, który bez żadnych skrupułów robił nam zdjęcia.
Wywnioskowałem, że dołączył do niego drugi fotoreporter, który kompletnie nie
potrafił uszanować naszej prywatności. Gdy podbiegli w naszym kierunku,
odwróciłem się, chcąc delikatnie dać im do zrozumienia, że mają trzymać się od
nas z daleka.
- W przyszłym tygodniu mam masę
spotkań, będziecie mogli się wykazać. Teraz wynocha – zacząłem spokojnie, ręką
wskazując im kierunek, z którego przyszli. – Głuchy jesteś, palancie? Zabieraj
swojego kumpla i won! – nie poskutkowało; aparat raz za razem uwieczniał chwilę
mojej wściekłości i agresji, kiedy wreszcie nie wytrzymałem i szarpnąłem
jednego z mężczyzn. Dopiero potem zrozumiałem, że to była prowokacja; sępy
czekały na mój upadek tylko po to, by móc się na nim wzbogacić.
- Dziękujemy, panie Kaulitz,
świetny materiał na artykuł. – zadrwił jeden z paparazzi i salutując, odszedł
wraz z drugim mężczyzną w przeciwnym kierunku. Krew spłynęła mi do policzków,
które raptownie zaczęły palić mnie przeraźliwym gorącem.
- Kurwa mać – warknąłem i mocno
kopnąłem leżący obok kamień. – Nigdy nie nauczę się nad sobą panować!
- Nie przejmuj się, synku – mama
przytuliła się do mojego ramienia, chcąc mnie uspokoić. – Jeszcze nie raz
udowodnisz, że masz wielkie, dobre serce.
~
Po śniadaniu ruszyłem po swoją
dziewczynę, która niecierpliwie napastowała mnie szeregiem wiadomości z
pytaniami, kiedy wyruszam. A ja, mając świadomość, że cały weekend należy do
nas, wcale się nie spieszyłem. Na spokojnie wziąłem prysznic, posprzątałem porozrzucane
w przedpokoju ubrania Toma, wstawiłem do zmywarki naczynia. Nie planowałem
gotować obiadu. Postawimy na pizzę czy coś innego, co można dostać na szybko za
parę euro. Sophie zapewne oczekiwała jakiejś romantycznej kolacji przy
świecach, ale nie miałem do tego głowy. W przyszłości na pewno jej to
wynagrodzę.
Kiedy podjechałem pod jej blok,
ona wyczekiwała już przed klatką. Miała ze sobą małą podróżną torbę, tak
jakbyśmy wyjeżdżali gdzieś wspólnie poza miasto. A przecież planowaliśmy miło
spędzić dzień w moim domu, być może zwyczajnie oglądając filmy i obżerając się
niezdrowym jedzeniem. Nie chciałem zbytnio odbiegać od normalności. Marzyłem o
tym, by spędzić spokojnie czas i niczym się nie przejmować. Mogłem to osiągnąć
u boku Sophie, która doskonale rozumiała moje położenie i niejednokrotnie mocno
mnie wspierała. Dlatego kiedy wsiadła do auta i od razu roześmiała się
radośnie, sam nie byłem już w stanie pohamować uśmiechu.
- Nareszcie jesteś! Myślałam, że
nigdy nie przyjedziesz – od początku dnia zaczęła zasypywać mnie salwą słów,
które potokiem wypływały z jej ust. – Dzień dobry, Kochanie.
- Witaj, Małpko – z czułością
powitałem ją pocałunkiem, a kiedy się oddaliła, pochwaliłem jej ubiór. – Ale
wyglądasz… Jak modelka. Nowy płaszczyk? Świetnie ci w tym kolorze.
Na jej policzkach od razu pojawił
się rumieniec, który tak bardzo uwielbiałem. Choć mogłoby się wydawać, że
Sophie jest raczej pewną siebie, nieco zwariowaną dziewczyną, często
zawstydzała się na najdrobniejszy komplement.
- Wybrałeś już film na wieczór? –
zmieniła szybko temat, a gdy zaprzeczyłem ruchem głowy, otworzyła swoją torbę,
pokazując mi cały plik płyt DVD.
- Na każdą sytuację jesteś tak
dobrze przygotowana? – zapytałem dwuznacznie, unosząc zaciekawiony brew.
- Oczywiście, jeszcze się przekonasz…
Nie pomyliłem się, gdy z góry
założyłem, że wspólnie spędzony czas przyniesie mi mnóstwo radości. Z Sophie
potrafiliśmy rozumieć się bez słów, a potem nadrabiać to milczenie godzinami
rozmów na niekończące się tematy. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy w
towarzystwie naszych wspólnych znajomych, była dość nieśmiała i choć nie
odzywała się zbyt często, dostrzegłem w niej coś, co mnie urzekło. Serce biło
mi szybciej i mocniej, gdy zerkała w moją stronę, a kiedy udało nam się
wreszcie porozmawiać na osobności, dłonie nerwowo mi drżały. Wyznała mi wtedy,
że nie mogła się doczekać, aż zostaniemy sami, choć na chwilę. A gdy
spotkaliśmy się na drugi dzień, żadne z nas nie obawiało się kłopotliwej ciszy;
nasza pierwsza randka miała miejsce w kinie i gdyby nie to, że na filmie nie
chcieliśmy przeszkadzać innym widzom, nie zamykalibyśmy się nawet na chwilę,
choć i podczas seansu nie stroniliśmy od drobnych komentarzy. I chyba to kino
nas połączyło – pokochaliśmy wspólne oglądanie filmów, choć nie robiliśmy tego
zbyt często. Jednak mogliśmy wtedy pobyć bliżej siebie – obejmowałem ją
opiekuńczo i regularnie całowałem to po włosach, to w ramię, nie będąc w stanie
hamować miłosnych odruchów.
Tego dnia było podobnie – na
początek pokazałem Sophie dom, bo do tej pory zazwyczaj nocowaliśmy u niej lub
u znajomych po imprezie. Raz nawet zdarzyło nam się pójść do hotelu, gdy oboje
potrzebowaliśmy wyrwać się z domu i odetchnąć. Tego zaś dnia, podczas oprowadzania,
najbardziej zainteresowały ją rodzinne zdjęcia stojące na komodzie w salonie.
Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze tam były i nigdy nie rozczulałem się, gdy
przelotnie trafiłem na nie wzrokiem. Sophie zwróciła jednak uwagę na każde po
kolei, komentując mój ubiór, fryzurę czy miejsce, w którym tę fotografię wykonano.
Na wszystkich byłem razem z Tomem, na dwóch także z mamą. Przyglądając się tym
ujęciom razem ze swoją dziewczyną, dotarło do mnie, jak bardzo brakowało mi
starych czasów, gdy byliśmy z Tomem nierozłączni i nie mieliśmy żadnych
zmartwień. To już dawno za nami, wszystko się zmieniło i nigdy nie będzie tak,
jak kiedyś.
Zazwyczaj nie byłem w stanie
utrzymać porządku w swoim pokoju, bo po prostu nie miałem na to czasu. Jednak na
przyjazd Sophie postarałem się poukrywać wypadające z szafy ubrania i starannie
pościelić duże łóżko. Moja dziewczyna rzuciła się na nie z radością, zachwycona
miękkością materaca.
- Tu będziemy spać? – spytała,
przeciągając się na granatowym, puszystym kocu.
- Tak, może być? – położyłem się
obok niej, a ona prowokacyjnie zamruczała. Nie byłem w stanie ukryć cwanego
uśmiechu.
- Z tobą? Zawsze i wszędzie.
Choćby na podłodze. – przeturlała się po łóżku w moją stronę i nie czekając na
żadne pozwolenie, pochyliła się nade mną i zaczęła pocałunek. Moja dłoń
automatycznie powędrowała między jej włosy, które uwielbiałem ściskać w palcach
podczas takich pieszczot. Wyczułem, że Sophie naprawdę za mną tęskniła; na co
dzień pracowałem, a wieczorami zazwyczaj padałem i nie byłem w stanie
dać jej siebie tyle, ile potrzebowała. W weekendy mogliśmy wszystko nadrobić, bo
byłem cały do jej dyspozycji.
- Jesteś taka piękna – odezwałem
się, choć tak naprawdę żadne słowa nie były w stanie odzwierciedlić jej urody.
Pogładziłem delikatnie ten zaróżowiony policzek i westchnąłem z miłością. –
Twoje oczy, Sophie… Wszystko mogę z nich wyczytać.
- A więc co ci teraz mówią? –
spytała ściszonym głosem, wtulając policzek we wnętrze mojej dłoni.
- Mówią, że jesteś szczęśliwa,
ale i tak chciałbym, żeby było ci jeszcze lepiej.
- Lepiej być nie może –
przybliżyła twarz do mojej i lekko złączyła nasze wargi, by nagle zatrzymać się
i uśmiechnąć. – W sumie może. Zamówmy sushi. Obejrzyjmy sto filmów, a potem
kochajmy się do rana.
- Małpko, rozgryzłaś mój plan… - roześmiałem się, jednak sięgnąłem po telefon, by zgodnie z prośbą zamówić nam coś do jedzenia. Zamiast tracić czas na przygotowywanie
czegoś samodzielnie, mogłem te chwile spędzić z Sophie, którą nie byłem w
stanie się nacieszyć.
- Starałam się wybrać coś pod
twój gust! – krzyknęła z salonu, abym, będąc w kuchni po szklanki i sok,
usłyszał ją dokładnie. Sophie wyjmowała właśnie z torby plik płyt DVD, by razem
ze mną wybrać pierwszy film na dzisiejszy seans. – Thriller, horror, dramat,
komedia romantyczna i parę innych. Do wyboru, do koloru!
- Wybieram… ciebie – odstawiłem
szklanki na stolik przed kanapą, przelotnie zerkając na pudełka, które
dziewczyna trzymała w dłoniach. W tym momencie zadzwonił domofon oznajmiający,
że ktoś czeka przed bramą. Od kiedy Tom stał się tak rozpoznawalny, musieliśmy
zamontować wszystkie możliwe zabezpieczenia naszej prywatności. Ruszyłem więc
do drzwi, by dzięki videofonowi upewnić się, że właśnie doręczono nam jedzenie.
– „Straszny film 5” już widziałem, decyzja w twoich rękach.
Gdy wróciłem do salonu z jedzeniem,
które od progu rozsiało przyjemny zapach, Sophie rozłożyła się wygodnie pod
kocem, robiąc mi miejsce tuż obok siebie. W kwestii filmów wybór padł na „Tajne
przez poufne”, co szybko uzasadniła moja dziewczyna:
- Horror zostawię na wieczór –
okryła mnie kocem, gdy usiadłem tuż obok z pudełkiem pełnym jedzenia. –
Będziesz mógł się wykazać i trochę mnie poprzytulać.
- Teraz też mogę – rozpakowałem
sushi i mruknąłem na powalający zapach tego dania. To nie pierwszy raz, gdy
zamawiamy coś z tej knajpki, dlatego wiedziałem, że się nie rozczarujemy. – Ale
najpierw jedz, bo do późna nie dam ci spać!
W efekcie było dokładnie tak, jak
przewidziałem. Udało nam się obejrzeć dwa filmy, zanim za oknem kompletnie się
ściemniło. Po seansie przygotowałem kolację, może nie tak wykwintną jak dania w
restauracji, ale dwóm przeciętnym osobom zupełnie wystarczającą. Poza tym
jajecznica z pomidorami w moim wykonaniu była jednym z ulubionych dań Sophie,
co zdecydowanie mi sprzyjało. Nie posiadam zbyt wielkich umiejętności kucharskich,
ale bylibyśmy w stanie przetrwać w dziczy, żywiąc się wyłącznie jajkami i
zieleniną. Po kolacji przygotowałem mojej dziewczynie kąpiel i kiedy wanna
wypełniła się letnią wodą i pianą, Sophie mocno chwyciła mnie za rękę, bym
przypadkiem nigdzie się nie oddalił.
- Bill – zaczęła niepewnie –
jesteśmy dorośli, więc może…
- Nie mam nic przeciwko –
przerwałem jej, widząc, jak wstydzi się o tym mówić. Prawda była taka, że nas
oboje krępowały takie tematy, mimo że, jak na dwudziestoczterolatka przystało,
miałem już pewne doświadczenie, a Sophie, mając tylko trzy lata mniej niż ja,
również nie była święta. Chcąc uświadomić moją dziewczynę, że
rozumiem jej potrzeby i pragnienia, zdjąłem z torsu zbędną już koszulkę i
stanowczo, ale bez pośpiechu, podwinąłem jej opięty top. Wstydziła się mnie, a
to wszystko dlatego, że nie potrafiłem powstrzymać spojrzenia pełnego miłości i
zachwytu. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek, co zapewne mocno ją krępowało.
Spróbowałem odwrócić jej uwagę od tego dyskomfortu, ale i spełnić przy okazji
kolejne jej pragnienie; ciepłe usta z wielką pasją wpiły się w gładką skórę na
jej policzku, powoli kierując się na szyję, podczas gdy wścibskie dłonie
odnalazły zapięcie jej biustonosza. Gdy usłyszałem westchnięcie i poczułem, jak
Sophie odchyla głowę w tył, byłem już pewien, że powoli się rozluźnia i w
zupełności mi ufa. – Ręce do góry, młoda damo.
Sophie roześmiała się i bez protestu uniosła
ręce, dzięki czemu udało mi się sprawnie pozbawić jej górnej części ubrań. Była
taka piękna… Jej drobne ciało wprost prosiło się o pieszczoty, a gorące usta
nawoływały do pocałunku. Nie potrafiłem jej się oprzeć. Z trudem hamując
pożądanie na widok tak doskonałego ciała, osunąłem ramiączka jej biustonosza i
choć obiecałem sobie, że nie zareaguję, natychmiast klęknąłem, by obcałować
płaski brzuch, końcem języka wodząc od pieprzyka do pieprzyka. Uwielbiałem
każdy z nich, mimo że nie wszystkie jeszcze poznałem. Czciłem każdy milimetr
jej ciała, bo należało do osoby, którą po raz pierwszy od bardzo dawna udało mi
się pokochać.
Kiedy ułożyłem jej mokre ciało na
łóżku, była kompletnie ośmielona. Przyzwyczaiła się do naszej nagości, do
mojego pożądliwego spojrzenia, którego nie mogłem sobie odmówić. Mimo że
liczyłem się z jej zdaniem, momentami miałem problemy z panowaniem nad dłońmi,
które za wszelką cenę pragnęły dotykać ją w taki sposób, jakiego jeszcze nie
znała. Dopiero kiedy zawisłem nad jej ciałem, obcałowując lekko nabrzmiałe od
pieszczot wargi, dała mi ostatecznie sygnał, na jak wiele mogę sobie pozwolić.
Wciąż nieco nieśmiało poprowadziła dłonią moje palce po swoim brzuchu, a ja
wiedziałem już, czego chce. Teraz dostałem kolejny sygnał, że Sophie mi ufa i
zamierzałem to zaufanie wykorzystać tylko i wyłącznie z korzyścią dla niej.
~
- Synku, uspokój się – mama za
wszelką cenę starała się powstrzymać mnie przed zrobieniem czegoś głupiego,
choć miałem wielką ochotę odszukać redakcję tego wścibskiego fotoreportera i
zrobić z nim porządek. To przysporzyłoby mi jednak jeszcze więcej kłopotów niż
dzisiejsza akcja z paparazzi. – Laura o ciebie pytała. Pamiętasz ją? Mieszka po
drugiej stronie ulicy.
- Oczywiście, że pamiętam.
Najgorętsza panna w okolicy – roześmiałem się, wspominając czasy, kiedy
uganiałem się za nią jak opętany. Laura nigdy nie odwzajemniła moich zalotów,
ba! Potrafiła nawet przechodzić obok mnie z dumą w towarzystwie innych kolesi,
żeby tylko robić mi na złość. Nie wiedząc, czemu, zawsze miałem wrażenie, że im
bardziej się o nią starałem, tym ona bardziej próbowała mnie rozwścieklić. Czy
to był jej sposób na uwodzenie i zdobycie kolesia? – Powinienem się z nią
spotkać?
- Jeszcze pytasz? – prychnęła
mama. – Niemal oszalała, kiedy powiedziałam jej, że będziesz tu na weekend.
- Mamo, miałaś nie mówić obcym
takich rzeczy – westchnąłem i wstałem z fotela. – Im ludzie mniej wiedzą, tym
lepiej śpią. Nie chcę, żeby fotoreporterzy deptali mi po piętach.
- Masz rację, popełniłam głupstwo
– podeszła do mnie i opiekuńczo pogładziła moje ramiona. Byłem od niej znacznie
wyższy, ale zawsze czułem przed nią respekt i uważałem ją za swoje guru. –
Wybacz swojej starej matce. Ale teraz zmykaj, Laura na pewno się ucieszy.
Nie pomyliła się. Mimo że przez
lata nabrałem pewności siebie i nawet czułem, że miałem nad innymi przewagę, gdy
dzwoniłem dzwonkiem przy wejściu do domu Laury, byłem pełen niepokoju i nerwów.
Najgorszy był moment, gdy usłyszałem przekręcanie zamka i otwieranie drzwi.
- O mój Boże, Tom! – wykrzyknęła
z radością i natychmiast rzuciła mi się na szyję. Byłem zaskoczony jej reakcją,
ale sprzyjało mi to i ani trochę nie żałowałem, że się tam zjawiłem. Drobna,
długowłosa brunetka okazała się jeszcze piękniejsza niż przed laty, a na jej
widok na chwilę przestało bić moje serce. Z wielką przyjemnością objąłem ją i
wniosłem do wnętrza domu, gdzie powitała mnie pocałunkiem w policzek i cudownym
uśmiechem. Stare uczucia wróciły; zawirowało mi w głowie i z trudem utrzymałem
się na nogach. – Mów, co u ciebie! Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty?
- A masz coś mocniejszego? –
spytałem, a dziewczyna wyjęła z lodówki dwie butelki piwa. No, to rozumiem! –
Co do mnie, to zapewne z brukowców wiesz więcej, niż mógłbym ci opowiedzieć.
- Być może, ale nie chce mi się w
to wszystko wierzyć. Wolę usłyszeć to od ciebie. – chwyciła mnie za rękę i
poprowadziła do swojej sypialni, w której już kiedyś byłem. Niestety tylko po
to, by wytłumaczyć jej matmę, choć robiłem też podchody, aby wylądować razem w
łóżku.
Niewiele się tu zmieniło, w
zasadzie jedynie dekoracje. W końcu minęło pięć lat, od kiedy byłem tu po raz
ostatni. Potem przyszedł czas na przeprowadzkę i samodzielne życie. Laura była
dwa lata młodsza ode mnie, dlatego jej rodzice chętnie wykorzystywali mnie do
pomocy w nauce. Bill był zdecydowanie lepszym uczniem, ale jednak to ja
zjawiałem się w domu tej brunetki. Może nie przez przypadek? Wtedy cieszyłem
się, że mogę być blisko niej, a teraz zaczynam rozumieć, że i ona także tego
chciała.
- O płycie raczej wiesz – upiłem
spory łyk piwa, który przyjemnie mnie orzeźwił. – Spełniłem swoje marzenie.
Pamiętasz, jak trułem ci o tym niemal podczas każdego spotkania?
- Wszyscy myśleli, że to tylko
szczeniacka pasja, ale ja od początku w ciebie wierzyłam – pogładziła lekko
moje kolano i, prawdę mówiąc, niewiele brakowało, żeby podskoczyło mi
ciśnienie. – Cieszę się, że ci się udało, Tom. Jesteś świetny.
- Lepiej powiedz, co u ciebie. W
końcu nie rozmawialiśmy tyle lat. – szybko zmieniłem temat, bo, o dziwo, nie
miałem w jej towarzystwie ochoty chwalić się swoimi sukcesami. Wolałem jej
słuchać i choć było to bardzo dziwne uczucie, przy niej ujawniały się moje
ludzkie odruchy. Oziębły, pewny siebie cwaniak raptownie przeistaczał się w pokornego baranka.
- Tydzień temu przyjęłam
oświadczyny i, jak dobrze pójdzie, na początku przyszłego roku będę już
szczęśliwą żoną! – odrzekła rozentuzjazmowana, ale mi na wieść o tej nowinie
wcale nie było do śmiechu.
- Gratuluję – rzuciłem z
wymuszonym uśmiechem i wstałem z łóżka. – Lepiej już pójdę, wiesz, niedługo
wraca Gordon, muszę z nim pogadać.
- Tom – dziewczyna chwyciła mnie
za rękę i przyciągnęła z powrotem do siebie. – Stale tak samo zazdrosny, nic
się nie zmieniłeś. – roześmiała się i bez krępacji zbliżyła twarz do mojej, by
pocałować mnie gorąco i soczyście, na co czekałem od momentu, kiedy po raz
pierwszy ją zobaczyłem. Była taka słodka i delikatna, a kiedy wplotłem palce w
jej proste, lśniące włosy i poczułem ich zapach, zapragnąłem zostać blisko niej
już na zawsze. Nie potrafiłem się do tego przyznać otwarcie, ale Laura była
moją pierwszą i, jak dotąd, jedyną miłością, choć zdecydowanie preferowałem
kochać kogoś tylko przez jedną noc.
~
- Jesteś nieziemski – Sophie
odetchnęła z ulgą, a kiedy ułożyłem się obok niej, sama chętnie przylgnęła do
mojego torsu. – Dlaczego tak późno cię poznałam?
- Tak musiało być. Wszystko,
przez co przeszliśmy, musiało się wydarzyć, żebyśmy teraz mogli być szczęśliwi.
– objąłem ją z czułością, by pomóc jej uspokoić przyspieszone bicie serca i
ciężki oddech. W moich ramionach była taka drobna i niewinna, a jednak dobrze
wiedziałem, jaka potrafiła być drapieżna.
- Masz rację – pogładziła mój
brzuch, na którym chętnie obrysowywała palcami tatuaż w kształcie gwiazdy. –
Więc może ty też musisz znieść te humory Toma, żebyście wreszcie mogli docenić,
kim dla siebie jesteście?
- Musimy o nim rozmawiać? –
westchnąłem. Naprawdę nie chciałem psuć cudownej atmosfery rozmowami o moim
starszym bracie, który każdego dnia był przyczyną moich nerwów i zmartwień. –
Jesteśmy zupełnie inni i dopóki Tom tego nie zrozumie, nie będziemy w stanie
się uzupełniać.
- Może powinnam z nim
porozmawiać? Wiesz, jako ktoś postronny.
- Nigdy w życiu – stanowczo
zaprzeczyłem. – To najgorsze, co moglibyśmy zrobić. Niech się dzieje, Sophie.
Póki nie miesza się między mnie a ciebie, nic innego mnie nie interesuje.
Część już czytałam jak niechcący opublikowałaś swoją wersję roboczą, ale musiałam być wtedy padnięta i nie doczytałam do końca, także teraz mam nowości. I czytałam trochę na raty, bo za dużo na głowie mam, ale przecież nie zostawię niedoczytanego, żebyś zaraz znowu mi skasowała ^^
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy. Co ja chciałam napisać?
Aha, chciałam zapytać, kto jest drugą osobą, do której Tom ma potężny szacunek? Babcia? :D
Nie wiem czemu, ale mama Kaulitzów wydaje mi się być taka ironizująca XD hahah taka niby miła, ale jednocześnie taka wredna dla Toma :D
Brawa dla paparazzich! Nie żebym źle życzyła Tomowi, ale niech świat się dowie, jaki jest naprawdę ^^ Ale pewnie i tak jakoś się wywinie...
Dobra, a co do Billa. Nie wiem, czy to przez dewotkę, czy co, ale ja mam ciągle wrażenie, że to nastolatek! Taki młodziutki chłopczyk, a nie dorosły facet. A na dodatek imię Sophie kojarzy mi się tylko z Sophie z Geordie Shore, wiec wychodzi mi komiczna para XD Nie wiem, jakoś nie mogę się do nich na razie przekonać, chociaż te początki związku są urocze. Może z czasem bardziej ich polubię.
No i zostaje Laura. Swoją drogą chciałam tak nazwać swoją nową bohaterkę - znowu czytasz mi w myślach :D (nie wspominając o tym videofonie, który moja Ashley będzie miała w następnym rozdziale)
No ale Laura. Dziwnie tak wiedzieć, że Tom, którego nam pokazałaś, kogoś jednak kocha. Czy to Laura jest tą, do której Tom też ma drugi potężny szacunek? Tak jakoś nie brzmiał jakby ją szanował jakoś nadzwyczajnie. Już myślałam, że ona powie, że ma dziecko XD Ale teraz to ona sobie żartowała z Toma, czy ma zamiar zdradzać narzeczonego? Bo się zgubiłam trochę...
Mam nadzieję, że nie piszę chaotycznie - wybacz, jeśli tak, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiałaś ^^ Czekam na rozwój akcji :>
O jejku... Tak mi wstyd! Wiem, że się spóźniłam, ale nie miałam chęci do czytania. W tym tygodniu to chyba niczego nie przeczytałam prócz etykiety grysiku mojego siostrzeńca. Bardzo cię przepraszam, no ale lepiej później niż wcale :)
OdpowiedzUsuńRozdział.... Genialnya. Nieziemski? Fantastyczny? Nie wiem. Bardzo... No wiesz o co mi chodzi!
O dziwo w tym rozdziale wyobrażałam sobie starszego Billa, ale nie tego co w nagłówku tylko tego z irokezem z 2011 roku (chyba).
Bliźniacy to te relacje mają między sobą bardziej toksyczną niż ja ze swoim bratem. I to jeszcze bliźniacy?! Wstydziliby się ;P
No dobra kończę, bo nie umiem się zbytnio rozpisywać, bynajmniej sensownie. Więc dużo veny i zdrowia!
~Natallie!
Przeczytałam zaraz po opublikowaniu, ale dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby coś napisać.
OdpowiedzUsuńTom ma jednak jakieś ludzkie odruchy :D No proszę jak się poświęcił dla braciszka, znalazł, a może i specjalnie kupił zestaw tabletek. I co dziwne jest ktoś, przed kim czuje respekt! Nie ma jak u mamy ;) Więc może jeszcze uda się sprowadzić go na dobrą drogę ;) Ciekawa jestem też postaci Laury. Wcześniej odrzucała jego zaloty, a teraz od razu wykorzystała okazję. Ciekawe, ciekawe jak to dalej pociągniesz :)
Billa też muszę oczywiście skomentować! On tak kocha tę swoją Sophie, jest taki delikatny, czuły, normalnie nie jak mężczyzna, a chłopaczek :P I to mi się w nim nie podoba. Ale jak im Tom rozwali związek, to nie wybaczę :D Bo są jednak tak uroczo słodcy w tej swojej miłości...
Życzę czasu, weny i czekam na ciąg dalszy :)
No tak, na początek oczywiście musiał być ten przebłysk nadziei na poprawę zachowania Toma, zapewne złudny, ale na tyle ujął Billa, że musiał do niego zadzwonić. Ten niewątpliwie nie przywykł do przyjmowania podziękowań, skoro rozłączył się bez pożegnania. Przynajmniej spędził czas z mamą – swoją drogą bardzo dobrze wykreowaną. Gdyby była typowym zołziątkiem to też bym ją pewnie polubiła. :) No i dowiedzieliśmy się co nie co o samym Tomie, który niewątpliwie lubi to, co robi i jest w tym dobry. Szkoda tylko, że jego relacje z bratem wyglądają tak, a nie inaczej, ale podejrzewam, że właśnie po to jest ta historia. Żeby pokazać im, że bez względu na wszystko mają siebie i że mogą na siebie liczyć. Póki co to dopiero początek i wszystko się sypie, i w końcu pewnie runie całkowicie, ale to mnie nie martwi. Bo z chęcią przeczytam o tym, w jaki sposób będą próbowali to odbudować. Ajajaj! I pojawiły się tytułowe Sępiki, które, jak myślę, będą miały olbrzymi wkład w to opowiadanie. pewnie zgnoją Toma, czy coś... Bill przez to też nie będzie miał łatwo, jeśli zdecyduje się wybić z zespołem. Będą ich ze sobą wiązać, albo coś... Ojacię. Dobra nie insynuuję czegoś, czego pewnie nie będzie. :P Czekam na więcej. Na więcej Sophie i Billa. Na to, co wyniknie z tą Laurą, bo póki co nie mam o niej dobrego zdania. I w ogóle, co wymyślą sępiska, żeby się odegrać na Tomie. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, życzę weny i mnóstwa pomysłów. :)
Czekamy... </3
OdpowiedzUsuńHalo, halo :(
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, kiedy kolejny odcinek?
OdpowiedzUsuńUwielbiam!!! Z niecierpliwością czekam na dalszą część!
OdpowiedzUsuńOh, ten ból :/
OdpowiedzUsuńczy to będzie kontynuowane?
OdpowiedzUsuńPostaram się. :)
UsuńCóż za fajne opowiadanie. Rozkręca się, charakter Toma i Billa bardzo mi się podoba. Są tacy inni, ciesze się, że twc ewulowały z typowego twc o tym, że to miłość życia, kochają siebie, są ze sobą tak blisko, tak ich weź . . . Ah! Dobrze, że coraz częściej spotykam twc, gdzie Bill jest zimny, albo bardzo słodki. Lubie skrajności. A tutaj jest ich bardzo dużo! Będę na pewno wpadać i komentować. Zapraszam do mnie dotyk-by-white-daisy.blogspot.com mam nadzieje, że ci się spodoba, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDaisy
Nie ma się co oszukiwać, kontynuacji nie będzie, prawda Xkaterine?
OdpowiedzUsuń